Strona gwna Kontakt Mapa strony Kana RSS





Celebrator - imprezy fanw Depeche Mode





FANI - ARTYKUY
Depechowska Łódź
 Serek (1998)
Podejmuję się bardzo trudnego zadania, jakim bez wątpienia jest opisanie historii ruchu fanów Depeche Mode w Łodzi. Jest to bardzo już odległa historia, choć toczy się cały czas - dzięki Wam wszystkim. Oczywiście wszystko, co wiem, co pamiętam i co słyszałem nie zmieściłoby się w całym magazynie "STUMM", choć nie wiem, jak bardzo bym się starał. Artykuł ten przedstawi Wam wiele naszych przygód i wydarzeń - zarówno tych miłych, jak i tych, o których chcielibyśmy zapomnieć. Czasem odniesiecie wrażenie, iż czytacie kryminał, bądź SF, ale postaram się opisać Wam wszystkie dzieje od początku lat dziewięćdziesiątych aż po dziś dzień. Jako, że nie wywodzę się z kręgu tych najstarszych fanów, niewiele wiem o tym, co działo się przed wielkim boomem na początku tego dziesięciolecia. W tym artykule nie chcę nikogo obrażać, nabijać się, czy szydzić z kogoś, komu choć raz w życiu podałem dłoń. Choć i tak przedstawię Wam zarówno to, co było dobre jak i to, co było u nas złe. Niech wybaczą mi wszystko Ci ludzie, którzy umknęli mi z pamięci i przez to o nich nie wspomnę, bądź nie opiszę jakiegoś fajnego zdarzenia przez które wspólnie przeszliśmy my - fani Depeche Mode. Artykuł ten dedykuję wszystkim tym, którzy już nas opuścili... Tak na zawsze (Ś.P. BASIA), oraz tym, którzy wybrali inną drogę rozrywki, lub rodzinę, itp. Dziękuję za doinformowanie mnie w niektórych kwestiach takim osobom jak: Vince, Monika, Ryba, Olex, Kamyk - dzięki za pomoc. HISTORIA RUCHU FANOWSKIEGO W ŁODZI ROZPOCZĘTA!

Grupa Depeche Mode stała się popularna w kraju nad Wisłą na początku 1983 roku. Choć już wcześniej parę osób zna ich dorobek z dwu wcześniejszych płyt. Całą Europę zresztą zalewa fala New Romantic. My Polacy zdobywamy nagrania z radio, bądź z zachodu. Cały czas jedyną subkultura pozostaje punk, a oprócz tego rzesze fanów The Beatles oraz Perfectu i Budki Suflera. Wtedy określenie "depechowiec" nie istniało, nikt nie przypuszczał, że ta grupa czterech młodych chłopaków tak bardzo namiesza zarówno u nas, jak i na całym świecie.
Jest rok 1984. Ukazuje się na rynku "Some Great Reward". Powoli wyrastają pierwsi fani samej grupy Depeche Mode. W prasie ukazują się plakaty, zdjęcia, krótkie notki o grupie - więc zabawa się rozpoczyna. Nas, młodych ludzi, w kraju skrępowanym przez wschodnich sąsiadów i polityczne przekręty pociesza czysty elektroniczny synth-pop rodem z Wysp Brytyjskich. Podobają się nam ich fryzury, oraz muzyka. Oni są wolni, więc czemu my mamy być inni, przecież ludzie są ludźmi. "Some Great Reward" z pewnością wywołuje przełom w elektronicznej muzyce dla uszu polskich słuchaczy.
Na pierwszy i zarazem jedyny koncert Depeche Mode, który odbył się 30 lipca 1985 roku w Polsce, zjeżdża się blisko 20000 fanów, jednak tylko połowa z nich staje się świadkami show, gdyż biletów po prostu zabrakło...
Jako, że jakaś tam prasa muzyczna u nas była, to i tak sprawozdania z tego wydarzenia stanowiły kroplę w morzu, jednakże fanów przybyło i ta "zaraza" szerzy się nadal. W zachodniej prasie widnieją często zdjęcia grupy, jak i ich fanów. My Polacy podłapujemy bakcyla i też powoli powstaje w naszym kraju subkultura fanów Depeche Mode. Główne skupiska tych pierwszych fanów weteranów znajdują się oczywiście w stolicy, w Bydgoszczy, Toruniu, na Śląsku i w ... Pabianicach.
Pabianice to małe miasto, leżące tuż obok Łodzi. Dojechać tam można tramwajem i tam właśnie powstaje mały fan-club Depeche Mode. Jest rok 1986. raczej trudno jest zdobyć cokolwiek o Depeche Mode (chyba, że ma się rodzinę za granicą), jednak dość często utwory zespołu prezentowane są w radio, a czasami w telewizji. ("Przeboje 1986" emitowane pod koniec roku). Pabianice się rozwijają- robią pierwsze depechoteki w naszym województwie. Niestety nie znam imion, ani ksyw ludzi z Pabianic. Faktem bezspornym jest to, iż zawdzięczamy im wiele. Parę osób z łódzkiego osiedla "Koziny" odwiedza naszych przyjaciół i zaszczepiają ruch fanowski w Łodzi. Powstaje słynne "Depeches City" właśnie na tym osiedlu. Pierwszym gościem, który u nas to zapoczątkował, był gość o ksywie ANKA. Trudno mi o nim cokolwiek powiedzieć, ale na pewno on, jak i jego przyjaciele zrobili wtedy w Łodzi wiele dla rozwoju ruchu fanowskiego, przyczynili się do tego, że teraz jesteśmy wielką czarną rodziną
Błyskawicznie toczy się życie tych pierwszych fanów, powstają następne fan-cluby Depeche Mode w Łodzi. Ponoć przez krótki czas przed rokiem 1988 funkcjonował PHOTOGRAPHiC? Właśnie w roku, w którym Depeche Mode daje najsłynniejszy koncert w historii, noszący tytuł "101", powstaje w Łodzi najsłynniejszy łódzki fan-club Depeche Mode, słynne na cały kraj SIÓDEMKI. Temu fan-clubowi należą się zarówno odpowiedni szacunek, jak i zdrowe flugi od co poniektórych. Ale o tym później. W samym centrum Łodzi, przy ulicy Piotrkowskiej 77 mieścił się klub studencki, gdzie w latach 1988-1992 spotykali się fani z naszego miasta. Już przed ukazaniem się "Violatora" fan-club liczył sporą rzeszę fanów i organizowano 'party dla mas". Wszystko było fajnie i cacy aż nadszedł rok 1990 i wspomniany boom na Depeche Mode. Ludzie z siódemek byli non-stop zaczepiani na ulicach przez coraz to nowych fanów. Siódemki pękały w szwach. Odbywały się zioty (w sumie odbyły się trzy lub cztery ogólnopolskie imprezy przy muzyce Depeche Mode. Niektórzy nie czuli tego. co niesie ze sobą ta muzyka, więc trzeba było zrobić selekcję. Zaczęło się niepozornie - długopis, kartka, proste pytania o twórczość Depeche Mode. To nie dawało rezultatu, trzeba było coś zrobić, by nie psuć sobie reputacji porządnego fan-clubu. Był on przepełniony ludźmi trafnie nazwanymi "Enjoyami". Bo przecież wiele osób nie mogło oprzeć się temu właśnie utworowi pochodzącemu z "Violatora Zaczęła się walka, czy była ona sensowna, czy też nie -zaczęło się... Każdy nowy w progu "siódemek" przechodził chrzest, bądź po prostu dostawał w kły. Ci prawdziwi "pożyczali" sobie skóry, nawet buty -wiecie, jak trudno było dostać wtedy takie "depeszki", bądź "rumuny", czy "żuczki", jak potocznie się określało tego typu obuwie. Wojna z pseudofanami trwała długo, nie tolerowano t-shirtów z Depeche Mode, przypinanych znaczków, naszywek, butów z blachą na czubku i tym podobnych rzeczy. Wielu z tych. którzy naprawde chcieli poznać Depeche Mode nie miało takiej szansy.
"Siódemki" rozpadły się w 1992 roku, tuż po ostatnim zlocie jaki był zorganizowany w naszym mieście. Ten zlot w ogóle był niezły... prowadzili go Kamyk ze Śniadym. Na imprezie zameldowało się około 100 osób. Przed, po, jak i w czasie trwania zlotu odbywała się regularna walka z punkami, którzy naszych nieźle obili. Policja wyłapywała raz ich, raz nas - było naprawdę ciekawie. Na samym zlocie doszło do demolki sanitariatów (czytaj: pisuarów). Czyżby niewyładowana wściekłość na punków? Zginęła tez z barku niezła porcja... kiełbasy krakowskiej (jakieś 20 kg - ktoś nie głodował). Właściciel sali po tej imprezie zerwał kontakty z fanami Depeche Mode. Przed ukazaniem się "Violatora" na spotkania fan-clubu w "Siódemkach" przychodziło systematycznie około 40 do 50 osób.
W roku 1990 odbył się w Łodzi zlot. Miejscem imprezy była widzewska sala Domu Kultury "Ariadna", ale o szczegółach nie mogę nic powiedzieć, ponieważ nie podpisałem listy obecności na tym zlocie W tym też roku, jedna z najbardziej znanych w naszym kraju fanek - Śniada założyła fan-club o nazwie CRUCIFIX, ale jak długo istniał, nie jestem w stanie powiedzieć. W ogóle rodzeństwo Śniadych było bardzo popularne wśród fanów Depeche Mode i zrobili naprawdę dużo dla rozwoju ruchu fanowskiego w naszym fabrycznym mieście.
Po roku 1990 powstały dwa kolejne fan-cluby Były to CENTRALNY i CLEAN. Z jakichś niezrozumiałych powodów zbytnio za sobą nie przepadały. Jedni spotykali się w kawiarence DH "Magda", drudzy w kawiarni "Pod Kurantem", skąd dość szybko musieli się ewakuować, gdyż przeszkadzali personelowi lokalu. FC CLEAN założony został przez Roberta Bratka, liczył on około 70 osób, istnieli niemal dwa lata i też rozwiązali działalność.
Po wydarzeniach w Kłodzku, kiedy to pod kołami pociągi zginął metal, wepchnięty przez fana Depeche Mode, rozpoczęła się regularna wojna z innymi subkulturami. Naszymi wrogami byli wszyscy: skini, metale, punki, bywalcy dyskotek. W latach 1990-1993 odnotowuje się przykre incydenty i nieprzyjemne starcia właśnie z tymi subkulturami. My hołdujący ideologii "People Are People", dostawaliśmy niemal wszędzie baty - nikt nie bał się fana Depeche. Faktem jest, że zdarzały się inne przypadki. Był i jest dotąd nasz dość głupi błąd, ale wtedy czasy były inne. Co można było zrobić mając przeciwko sobie dwu-, a nawet trzykrotnie większą grupę intruzów. Utarło się powiedzenie: "Do czego depesz ma ręce? Jak to do czego. Do uciekania na czworakach...". Jednak po ukazaniu się "Violatora" trochę rządziliśmy, nieraz przeganiając naszych wrogów. Jeszcze do podobnych opisów wrócę.
Bodajże w 1991 roku na osiedlu Widzew powstaje nowy fan-club: F.C. FOOLS - prezesem jest Siwy, a pomagają mu Majka oraz Kamyk. Potem, też na Widzewie powstaje F.C. PIMPF mieszczący się w szkole podstawowej. Prezesem (Prezeską?) jest Siwa i fan-club liczy większość fanek niż fanów. Czyżby feministyczny fan-club Depeche Mode? W wielu szkolnych dyskotekach jest spora dawka muzyki Depeche Mode. Między innymi w Technikach Gastronomicznym i Włókienniczym. Nie podoba się to dyskomułom i zostajemy nieraz pogonieni. Ciężkie jest życie fana...
Rok 1992 to narodziny kolejnego, bardzo kontrowersyjnego fan-clubu PHOTOGRAPHIC - założonego przeze mnie oraz przez Jędrasa i Admirała. My, oraz Majka, Sosen i Dudek uczęszczamy do jednej szkoły i pada pomysł na utworzenie dobrego fan-clubu w Łodzi. Propozycja nazwy zostaje przyjęta, rozpowszechnienie się udaje, pozostaje zorganizować lokum. Pierwsze spotkanie odbywa się w samym centrum Łodzi, na Placu Wolności. Przybywa około 50 osób, co jak na pierwszy raz jest sporym sukcesem. Później jeszcze parę spotkań pod pomnikiem... Alana (czytaj: Tadeusza Kościuszki, nazwanego przez nas imieniem Wildera). Wtedy to stała się zabawna rzecz - otóż ktoś przyniósł spray, ktoś coś nim napisał, a policja zgarnęła Bogu ducha winnego KWHę. Ile musieliśmy błagać stróżów prawa, aby oddali nam gościa... Szybka zrzuta na rozpuszczalnik, skołowaliśmy szmaty i wyszorowaliśmy cały pomnik do czysta. Tak szczerze mówiąc, to wtedy wszystkich opanowała pasja mazania markerami i spray'ami po murach i środkach komunikacji miejskiej.
Niemal 100% tramwajów i autobusów w Łodzi było przez nas oznakowanych. I tak Admirał. Jędras, Serek pozdrawiali Jarosa, Helmuta, Welusia i Kowala i na odwrót. Oj, szerzył się wandalizm. Ale kiedyś byliśmy piękni i młodzi, a teraz jesteśmy tylko piękni! Ludzi stale przybywało. Praktycznie nie robiliśmy selekcji, ale o tym zaraz. Kiedyś sporą grupą photographowiczów udaliśmy się tramwajem w poszukiwaniu miejsca spotkań dla fan-clubu. Pojazd został nieźle przyozdobiony napisami chwalącymi Depeche Mode.
Na pierwszy ogień poszła kawiarnia "Milan" w hotelu Światowid. Gdybyście widzieli minę kelnerki, która po pytaniu: "Co podać?", usłyszała: "Trzy herbaty". A było nas... 50 osób. Szybko sami zmieniliśmy lokal, a niektórzy wzbogacili się nawet o... sztućce ze stołów w kawiarni. Następnie spotykamy gościa, który okazał się szefem łódzkiego ruchu "zielonych" i w zamian za zwerbowanie nas do potrzeb tego polskiego Greenpeace, udostępnił nam salę do spotkań. Jednak bieg wydarzeń popsuł nam plany dotyczące prowadzenia i dalszego rozwoju tego fan-clubu. Nasi ludzie byli, co prawda na jednej akcji "zielonych" w parku i wymusili zakaz wjazdu dla samochodów do parku, ale później stała się rzecz, która uciekła nam spod kontroli. W pewnym momencie PHOTOGRAPHIC odwiedziło jakieś 120 osób przyozdobionych w znaczki, blachy, koszulki Depeche Mode, ale tak naprawdę tylko jakieś 10% tych ludzi miało o zespole jakiekolwiek pojęcie. F.C. PIMPF określił nas: "ENJOYSKA BOMBA", opisując sytuację w swoim zinie. Nie darzyliśmy się sympatią z kobietami z PIMPF'u.
Wcześniej jeszcze natknęliśmy się na Czarnego, który miał swój mały fan-club SHAME i przystał do nas ze swoją garstką konkretnych ludzi. Wraz z Jędrasem i Admirałem rozwiązaliśmy F.C. PHOTOGRAPHIC i utrzymywaliśmy kontakt z naprawdę konkretnymi osobami. Mieliśmy plan na stworzenie prawdziwego fan-clubu. ale zrażeni ogromem nic nie rozumiejących ludzi, daliśmy sobie najzwyczajniej w świecie spokój. Zawsze wyciągam dłoń do każdego, kto chce bliżej poznać Depeche Mode. Staram się zrobić z kogoś PRAWDZIWEGO FANA, udostępnić depechografię, wiadomości, materiały; ale wtedy ci ludzie chyba tego nie potrzebowali, nie było sensu. Może byliśmy za młodzi na coś takiego Wtedy, chyba tak. Przypomina mi się wyjazd do Pabianic, kiedy to zaproszeni przez tamtejszych depeches, pojechaliśmy w grupie 20 osób na depeche-party. Błądziliśmy po mieście, szukając naszych, a ich jak nie było. tak nie ma. Wróciliśmy na dworzec, a tu trzech puncurów tak zagotowało nam krew. że szkoda gadać. W międzyczasie ktoś puścił plotkę, że w parku czeka na nas 50 osobników ze śmietnikiem zamiast głowy i czekają na nasze "skalpy". Przybyli goście z miasta trzech koron po nas na dworzec, ale nikt nie dał się namówić na przejście przez park, bo niby tam na nas czekają punki. Wiecie co? Warte śmiechu to wszystko. Naprawdę żenujący był widok20 fanów uciekających przed ewentualną i bardzo wątpliwą walką, której tak naprawdę nie było. Stałem potem sam z Łodzi z Pabianiczanami i nie wiedziałem, co powiedzieć. SHAME!!! Tak naprawdę, to "śmieci" było trzech. Jeszcze w 1992 roku w dyskotece Dagor mieliśmy często prezentowane utwory Depeche Mode i bawiliśmy się nieźle, a raz nawet była taka duża impreza, na jakieś 60 osób przy naszej muzyce.
Między ukazaniem się "Deatn's Door", a "Songs Of Faith And Devotion" dzieje się niewiele, aż wreszcie 06.04.1993 roku, otrzymuję telefoniczną informację, że w Łodzi powstaje kolejny F.C.. Nazywa się "FAITH" i zakłada go Biskup, gość nie znany wcześniej w środowisku fanów, ale od lat namiętnie słuchający Depeche Mode. Potrzebuje sztabu ludzi, aby wszystko się rozwinęło. Już na pierwsze spotkanie ma salę do potrzeb "czarnej uroczystości" w studenckim klubie "Balbina". Ja wraz z Jędrasem kontaktujemy się z konkretnymi osobami i na pierwszą imprezę w "Balbinie", pod szyldem FAITH przybywa około 70 osób. Założenie F.C. było ogłoszone w Radio Łódź i przybyli fani z Bełchatowa, Radomska i z kilku innych jeszcze pobliskich miast. Impreza prowadzona była przeze mnie i było naprawdę nieźle!!! Niestety Biskup szybko trafia do armii i na czas swojej nieobecności wyznacza zastępców: Damiana, Raka i mnie. Zaraz po rozpoczęciu służby wojskowej Biskupa pojawiają się problemy z wynajmowaniem sali. aż węszcie Balbina zostaje zamknięta. Odbyły się tam cztery imprezy, z których najliczniejszą była przedostatnia, jednocześnie pożegnalna Biskupa. W tym czasie wychodzi pierwszy numer łódzkiej gazetki "Bong 12, czyli A Ouestion Of Time". Tytuł sugerował, że gazetka będzie się ukazywała, jest to tylko kwestia czasu. Do tej pory współtworzymy ją z Biskupem i cieszymy się, że Wam się podoba. Naszą tradycją są format i objętość tego pisma (32 strony A4 co daje nam pewność, że jest to najbardziej obszerna gazetka na całym świecie!). Zresztą od samego początku FAITH dąży do oryginalności, tworzymy i realizujemy coraz to nowe pomysły. Od początku istnienia fan-clubu moje marzenia się spełniają - mogę poświęcić się tej muzyce i robić coś dla Was wszystkich, wraz z Biskupem. Biskup w wojsku, Czarny udziela wywiadów w Radio Łódź po koncercie w Budapeszcie w 1993 roku, ludzie piszą do nas listy a sali jak nie ma, tak nie ma, ale na szczęście przez krótki okres czasu. Monika (siostra Biskupa) załatwia salę w Domu Kultury "Lutnia", na rondzie przy ulicy Limanowskiego. Tam odbywają się dwie, lub trzy depoteki, nie najlepszy lokal i zła atmosfera zmuszają nas do szukania nowej siedziby. W weekendy i dni wakacyjne przesiadujemy na Placu Dąbrowskiego, pod teatrem Wielkim, który staje się skupiskiem łódzkich fanów Depeche Mode. Czasem reżimy wypady do lasów Łagiewnickich na peryferiach Łodzi, aby na łonie natury posłuchać o Depeche Mode i powygłupiać się. Na czas służby wojskowej Biskupa zostaję "szefem" FAITH'u i jestem odpowiedzialny za zabezpieczenie czasu dla członków naszego fan-clubu. Ktoś z naszych wyszukał maleńki lokalik w dzielnicy Batuty. Lokalik nazywa się Robuś i służy sportowcom Budowianych Łódź. Jednak mała awantura z tubylcami spowodowała fakt, że wynieśliśmy się stamtąd, tak naprawdę to nikt nie tęsknił... Znów powrót pod Teatr Wielki. Było nas od 20 do 40 fanów "koczujących" pod tym teatrem, było wesoło.
Kolejną salą do spotkań była maleńka kawiarenka Radio Manhattan. Była tak maleńka, że wielu z nas stało za drzwiami. Jednak coś robiliśmy dla rozpowszechniania wiadomości wśród naszych Czytane stosy wywiadów, rozmowy o Depeche Mode, o zlotach i tym podobne Później wydarzył się incydent, zupełnie przypadkowy zresztą. Otóż jedna z naszych koleżanek, tak szybko chciała opuścić lokal, że niefortunnie przeszła przez oszklone drzwi, które były... zamknięte. Odtąd nosi ksywę Terminator. Szefowie kawiarni wyrzucili nas, a podobno nawet rozesłali informację, że jesteśmy chuliganami, do każdego klubu w Łodzi. My biedni znów zaliczamy powrót na Plac Dąbrowskiego. Mieliśmy jeszcze jedną imprezę w jednej ze szkół podstawowych na Teofilowie (w zamian za umycie okien), ale w czasie tej imprezy spalił się szkolny sprzęt grający... I znów powrót na tak nam dobrze znany plac. Na jesieni jeździliśmy do Koluszek do Raka na imprezki w mniejszym gronie. Jedna impreza była w grill-barze, w którym pracował - było sympatycznie. Ale nadeszło najgorsze - zima pod Teatrem Wielkim. W dniu Sylwestra, dzięki Kamykowi nawaliłem się z Janiem jakimś alkoholem i biedny Janio wyglądał, żeby delikatnie to ująć - marnie. Nie zapomnę jak go holowałem przez pół Łodzi pod Teatr Wielki, co by troszeczkę wytrzeźwiał. Sylwester spędzony mile u Sosena - Kamyk potłukł zabytkowy klosz i wszyscy sobie nieźle popili. Nadszedł rok 1994. Rok nowych nadziei i pomysłów Odbywa się na początku stycznia 18-stka Moniki, w tym samym czasie Biskup przyjeżdża na 3-tygodniowy urlop i wynajdują razem salę w byłym Domu Kultury Milicjanta w Śródmieściu przy ulicy Nawrót, który obecnie nazywa się "Atut". Sala duża, sprzęt, światła, barek. Prowadziłem tam wszystkie imprezy. Przychodziło 50-60 osób Ukazał się drugi numer gazetki "Bong 12, czyli A Ouestion Of Time". Wszystko byłow porządku, do czasu oczywiście. Potem wydarzyła się poważna rozróba, nie z naszej winy oczywiście. W "Atucie" odbyły się chyba cztery depoteki, jednak na tej ostatniej, wpuszczeni goście z okolicznych uliczek zrobili sobie niezłą zabawę. Byli to goście całkiem mający w dupie Depeche Mode, mieli być naszymi "gośćmi" na tej imprezie. Po wypiciu kolejnej skrzyny browarów urządzili sobie polowanie na nas. Było nas może pięciu facetów i drugie tyle dziewczyn. Ich około dziesięciu. Niemal każdy dostał baty (z naszych), bo przecież po co się bronić, skoro nawet szef sali się bał i nie chciał wezwać policji. Okazaliśmy się wielkimi frajerami, a mnie po tej imprezie odechciało się wszystkiego... Jednak zemsta miała mieć swój smak. Na kolejny tydzień mieliśmy oddział niemal 50 osób uzbrojonych w kije, łańcuchy, chętne do walki pięści i..saperkę wziętą przez Korzenia. Niestety pod "Atutem" nie było nikogo z tamtych "bohaterów".Szukaliśmy ich długo, ale niestety bezskutecznie. Po sali do spotkań pozostało wspomnienie, gdyż jej właściciel też miał dość. Z całym tym arsenałem udaliśmy się na Plac Dąbrowskiego, zaczęła się zabawa na całego; plany, co by tu zrobić z nimi w przyszłości i tak dalej. Chłopcy popili nieco i było sympatycznie. W pewnym momencie Jonasz wchodzi na fontannę, aby zrobić sobie fotkę, a tu wielka marmurowa płyta urywa się i tłucze w drobny mak. Czysty przypadek, fontanna była już tak stara, że pamiętała pierwszą płytę... The Beatles. Siedzimy dalej, jest gwarno, wesoło, wtem ni stąd, ni zowąd, na plac wjeżdżają cztery policyjne "suki", z nich wysypuje się oddział policjantów z prewencji i pałują wszystkich jak leci! Jędras ucieka, ale nie udaje mu się dobiec daleko, psy powalają go i leją potężnie. Zostaliśmy spacyfikowani i ustawieni wzdłuż fontanny. Nikt nie wie, o co chodzi. Policjanci zakładają nam kajdanki w parach. Znajdują plecaki z kijami i resztę arsenału. Na pytanie: "Czyje to?", ktoś odpowiada: "Dziewczyn!" Pakują nas do busów i odwożą na komendę policji na ulicę Sienkiewicza. Masa przechodniów patrzy na nas z przerażeniem. Zawieźli tylko wszystkich facetów, rozdzielili na pełnoletnich i niepełnoletnich, potem pisanie zeznań, przesłuchania i w kółko to samo. Nasze dziewczyny płaczą pod komisariatem. Zresztą nie było tak źle, cały czas mieliśmy ubaw w pomieszczeniach policyjnych. Nie powiem, żeby było miło, ale wesoło było na pewno. Pytali głównie o to, czyj jest arsenał. Wspaniałą solidarnością wykazali się nasi kumple - nikt nic nie powiedział! Tych młodszych policjanci rozwozili do domów, Jarach wolał jednak nawiać z Volkswagena Transportera, niż spojrzeć w oczy rodzicom w obecności policji. Wiecie jaki mieliśmy zarzut? Otóż taki: "Za pomocą niebezpiecznych narzędzi demontowanie fontanny na Placu Dąbrowskiego". Potem eksperci ocenili, że biedna "lejwoda" była tak stara, że i tak by się to urwało - zostaliśmy oczyszczeni z zarzutów.
Spotykaliśmy się na placu dalej, ale już było nas mniej. Bodajże w roku 1994, czy 1995 słyszałem, że na Widzewie miał powstać F.C. STRANGE, ale jeśli istniał, to dość krótko. Muszę Warn opisać jeszcze jedną kontrowersyjną przygodę. Dostaliśmy wiadomość, że w Świeciu, koło Bydgoszczy, ma być zlot w Zamku Królewskim. Wtedy, gdy nie mieliśmy sali do spotkań, jeździliśmy co tydzień na zloty. Do Świecia wyruszyli: KWH, Alan, Sosen, Anka Radiuszkin, Myszka i ja. Do samego miasta szliśmy około 6 kilometrów pieszo od stacji kolejowej. Doszliśmy do Świecia, dwie godziny szukaliśmy i pytaliśmy o zamek - ludzie patrzyli na nas, jak na wariatów - każdy: "Zamek?". Około drugiej w nocy znaleźliśmy zamek. Boże, ktoś, kto nas tak wystawił, powinien smażyć się w piekle. Zamek był. Oczywiście. Ale zburzony chyba jeszcze podczas pierwszej wojny światowej, l znów powrót tyle kilometrów z powrotem. Sosen jeszcze zainkasował mandat w pociągu. Jest jeszcze jeden taki wyjazd, kiedy to możemy być dumni z Łodzi. Na zlot do Torunia jedzie nas pociągiem około 60 osób z Łodzi!! Ileż było wtedy przygód. Pamiętacie Samuraja? To do tych którzy wtedy z nami jechali. Do końca 1994 roku jeździmy tylko na zloty i spotykamy się cały czas na placu. Potem zdarzyła się tragedia. Nasi znajomi, którzy spotykali się na placu z nami (nie fani Depeche Mode), wplątali się w bójkę, w której ktoś stracił życie. Gdy ich złapali, oni nie przyznali się do tego i powiedzieli, że są fanami. A gówno prawda! Ale w gazetach poszła o nas seria artykułów z niezłą opinia Lubią broń, przemoc i bójki - są niebezpieczni". Do końca roku nie było wesoło - nic szczególnego się nie działo. Na początku roku 1995, Gargul wraz z Vince'em II organizują ankietę dotyczącą fanów w Polsce, później wychodzi fanzin "Slave", który cieszy się powodzeniem na zlotach. Ten rok również okazał się nieszczególnym, parę niewielkich imprez, non-stop wyjazdy na zloty, raz zorganizowana niby-depoteka w techno-klubie "Alien", gdzie nasi goście zostają obici gdzieś na mieście. Tak, jak nie dzieje się nic u Depeche Mode tak i u nas nic szczególnego. W styczniu 1996 roku zostałem żołnierzem Wojska Polskiego i z przykrością muszę stwierdzić, że przez 15 miesięcy nikt nie potrafił zrobić czegokolwiek dla łódzkich fanów Depeche Mode Starał się tylko Gargul, wydając drugi numer "Slave'a". Był to najgorszy okres w naszych dziejach, ale to była cisza przed burzą... Moja służba zakończyła się w kwietniu 1997 roku. Za kilka dni miał odbyć się zlot w Zielonej Górze Na zlocie jest nas około 10 osób. Postanawiam postawić F.C. FAITH na nogi! Prawdziwe odrodzenie nas wszystkich. Szczerze mówiąc pomogła mi w tym 'Ultra', jako nowa niesamowita płyta Depeche Mode. Maxi znajduje pub przy ulicy Piotrkowskiej. "Cape", byliśmy tam parę razy, ale raz w porządnym gronie -już wiem, że moje plany się powiodą. "Cape" jest mały i niesympatyczny, postanawiamy szukać dalej. Kiedyś spacerując po Pietrynie wieczorkiem, słyszę "Rush" wydobywający się z głośników pubu "Jama Madejowa" przy ulicy Piotrkowskiej 76. Wchodzę, jest OK, barman ścięty "na Dave'a, ciemny wystrój i dość przestronny lokal. Krótka gadka z Simpsonem (barmanem) i organizuję spotkania w Jamie. Od tej pory jest to nasz lokal i przesiadujemy tam do dziś - słuchamy Depeche Mode cały czas, spijając browarki. Mamy własne imienne karty zniżkowe i jest w porzo. Zaczyna się czas ognisk na osiedlu Olechów, z nami -fanami Depeche Mode jest coraz lepiej. Inni ludzie z biegiem czasu przeszli nad Depeche Mode do porządku dziennego i się nas nie czepiają, a i my nie dajemy sobie w kaszę dmuchać - lata robią swoje. Pracujemy nad gazetką, wyprawiamy w Jamie imprezy urodzinowe, małe depoteki. Jeździmy na zloty, bawimy się czadowo. Zaliczamy ogólnoeuropejski zlot w Pradze nie zmieniając objętości wychodzi "Stumm". Przemek czasem organizuje UltraParty w innym pubie Akademia przy ulicy Żeromskiego. Cały 1997 rok pozostaje w cieniu Depeche Mode. Robimy przygotowania do zbliżającej się trasy koncertowej Depeche Mode, bawiąc się w stolicy na koncercie U2. Następnie impreza noworoczna, dzięki Radkowi, w jego biurze SD bawi się około 70 osób!
Rok 1998, też do tej pory, nie jest przez nas marnowany - Martens wygrywa wszystkie konkursy tańca na zlotach Jeździmy wszędzie tam, gdzie jest coś związane z Depeche Mode. W Czerwieńsku meldują się 22 osoby. Wcześniej w biurze SD, u Radka wraz z Gosią robimy swoje urodziny, zjawia się 80 osób, dostajemy wspaniałe prezenty! 09.05.1988 wyruszamy do Berlina, na urodzinowy zlot Dave'a Gahana. Tam pokazaliśmy, jak bardzo Depeche Mode jest dla nas ważne. Niemcy chyba jeszcze są w szoku po naszych popisach. Powoli organizujemy wyjazd na koncert, ludzie z naszego F.C. zameldują się w Goeteborgu, Sztokholmie, Pradze, Wiedniu, Erfurcie, może w Paryżu i Barcelonie. Przed zlotem w stolicy Niemiec robimy naszą flagę. Gargul kończy pracę nad swym kolejnym "Slave'em". Robimy jeszcze party w La Stradzie gdzie się świetnie bawiliśmy, następnie całonocna imprez, w Jamie Madejowej (przyjeżdżają goście spoza Łodzi). Nasze życie toczą się dalej w świecie Depeche Mode, jest to dla nas wielka wspaniała nagroda być i spotykać się razem. Tworzymy sporą grupę ludzi dla których Depeche Mode to nie tylko muzyka - wielu z nas poznało wspaniałych przyjaciół, utworzyły się pary. Kontynuujemy tradycję fanów Depeche Mode, jesteśmy z tego dumni. Tworzymy wszystko dla naszych następców, gdyż nic nie trwa wiecznie. Organizujemy wyjazd na koncert do Pragi. Tam spełnią się nasze marzenia - ujrzymy naszych idoli! Życzę wszystkim w imieniu F.C. FAITH wspaniałych przeżyć na koncertach, zlotach, spotkaniach - abyśmy zawsze byli ludźmi pamiętającymi o sobie, pomagającymi sobie w każdej chwili, aby to, co nas połączyło, trwało wiecznie.

Serek - 1998
Strona gwna Do gry
Copyright © 2005-2024 Modern Mode
Realizacja : DIALNET
strona gwna /  news /  zesp /  dyskografia /  galeria /  teksty /  fani /  archiwum /  strona