| 
	
	    
	    |  | 
    
	| ARCHIWUM - WYWIADY |  
	| Wywiad z Dave Chloë Sevigny - Interview Magazine (07.2009)
 |  |  |  
	| Nazywa ich Czarnym Rojem. Takie przezwisko Dave Gahan, frontman Depeche Mode, 
nadał najbardziej obsesyjnym fanom, którzy wydają się poświęcać swoje całe życia 
na to by podążać za Depeche Mode. Gahan i jego koledzy z założonego w 1980 roku 
zespołu Depeche Mode, Martin Gore i Andrew Fletcher, tworzą muzykę dla 
wyrzutków. Ale zważywszy na niesamowitą popularność zespołu w ciągu ostatnich 
trzech dziesięcioleci, Czarny Rój może tak naprawdę przewyższać liczebnie 
zwykłych ludzi. Magia Depeche Mode sięga daleko głębiej niż tylko w nowofalową 
muzykę. Piszą piosenki, które są na tyle mocne by wypełnić śpiewem duże obiekty, 
ale jednocześnie mają w sobie wiele pokręconych ludzkich emocji, rodem z 
pamiętników (wielu fanów wybrałoby album "Black Celebration" jako ścieżkę 
dźwiękową ich dzieciństwa). Tej wiosny Gahan, Gore i Fletcher wydali swój 12 
album "Sounds Of The Universe" i wyruszyli w światowe tournee, które dość szybko 
zostało przerwane gdy Gahan źle się poczuł w związku z problemami żołądkowymi. 
Ale Czarny Rój nie ma powodów do zmartwień: zespół wrócił na trasę i planuje jej 
kontynuację aż do końca roku. 
 Aktorka Chloë Sevigny jest wierną fanką Depeche Mode. Odkryła muzykę zespołu we 
wczesnej młodości w Connecticut i plakat Gahana zajmował honorowe miejsce na 
ścianie jej sypialni. Rozmawia z 47-letnim wokalistą o tym jak samotni 
nastolatkowie zostali bardzo popularnymi dorosłymi.
 
 DG: Cześć Chloë.
 CS: Cześć! Nie jesteś w Nowym Jorku?
 DG: Niestety nie, jestem teraz w Londynie. Właśnie mieliśmy próby.
 CS: Przygotowujecie się do trasy... Wiesz co, starałam się żeby zobaczyć 
Depeche Mode w czasie 101 kiedy byłam dzieckiem. No może trochę starszym 
dzieckiem.
 DG: Miałaś pewnie z 5 lat lub coś w pobliżu. [śmieje się]
 CS: Nie, miałam 14 albo 15 lat. Słuchałam sporo muzyki gdy dorastałam. Mój 
tata był na bieżąco, miałam też starszego brata. Ale Depeche Mode to pierwszy 
zespół który był tylko mój. Odkryłam go zupełnie sama.
 DG: Super.
 CS: Nie mogłam zebrać wystarczającej ilości pieniędzy by kupić bilety na 
koncert. Pensja dziecięcej opiekunki nie wystarczała. W okolicy był koleś, który 
włóczył się po parku, w którym dorastałam. Podobny był do Damone'a z Fast Times 
at Ridgemont High. Pamiętasz tą postać? Sprzedawał bilety na koncerty, trawkę i 
co tylko chciałeś. Jeździł Hondą CRX z naklejką stacji WDRE na zderzaku. 
Wsiadłam do jego auta i wyglądało to mniej więcej w ten sposób: "Masz jakieś 
bilety na Depeche Mode?". Odpowiedział: "Jasne, ale trochę kosztują". Nie miałam 
tyle, by mu zapłacić więc powiedział: "Jak zrobisz mi dobrze ręką to dam ci te 
bilety".
 DG: Niemożliwe.
 CS: Nie wiedziałam wtedy co to naprawdę oznacza - możesz mi wierzyć lub nie. 
Więc poszłam do przyjaciół w drugim samochodzie i powiedziałam: "Powiedział, że 
mi je da, jak zrobię mu dobrze ręką". Znajomi odpowiedzieli: "Nie, nie rób 
tego!"
 DG: O mój Boże.
 CS: Nie więc nie dałam rady zobaczyć 101, ale widziałam was od tego czasu 
wiele razy. Jedną z moich ulubionych rzeczy podczas oglądania was na żywo jest 
obserwowanie tego co robisz gdy nie śpiewasz. Gdy odsuwasz mikrofon od ust, 
mruczysz coś do siebie albo coś mówisz.
 DG.[śmieje się] No tak, robię to, rzeczywiście.
 CS: Zawsze zastanawia mnie co tam sobie mówisz. Czy czujesz się w jakiś 
sposób ograniczony przez piosenki i musisz je w jakiś sposób przerywać?
 DG: Coś w tym jest. Właściwie to myślałem o tym wczoraj kiedy graliśmy, bo 
męczymy także moje solowe rzeczy. Mamy taki osobny zespół z chłopakami, których 
znam z Los Angeles: Martyn LeNoble, który gra na basie ze mną współpracował z 
Porno for Pyros, a Victor Indrizzo, mój perkusista, grał razem z Beck. Bardzo 
się to różni od rzeczy które robię z Depeche, gdzie wszystko ma już swoje 
ustalone miejsce. Jestem trochÄ™ nieprzewidywalny w tym zespole. I czasami 
denerwują mnie te wszystkie ograniczenia. To wszystko działa w sposób bardzo 
mocno zorganizowany.
 CS: Ale na scenie jest wielka dynamika.
 DG: Mam w sobie jakieÅ› zwierzÄ™. I ono wyrywa siÄ™ z klatki.
 
 
 CS: Kolejną ważną częścią koncertów jest wspólne śpiewanie z publicznością. 
Tłum zaczyna śpiewać. Czy słyszysz ich ze sceny? Czy są głośni?
 DG: No jasne. Nie używam odsłuchów dousznych jak wielu innych artystów, ale 
wciąż mam głośnikowe odsłuchy na scenie, jestem trochę staromodny. Muszę słyszeć 
publiczność. Naprawdę lubię to uczucie wspólnoty. Jest w tym coś uduchowionego, 
w wielu wymiarach. Tak jakbyśmy robili to wszystko wspólnie. Naprawdę możesz 
usłyszeć publiczność, szczególnie w niektórych miejscach gdzie zamierzamy zagrać 
w czasie tej trasy. Zaczęliśmy w Tel Avivie, gdzie wystąpiliśmy na wielkim 
stadionie piłkarskim, coś jak 101. Ale tak jest w całej Europie. Nigdy do tej 
pory nie zrobiliśmy takiej pełnej trasy stadionowej jak teraz, więc będzie to 
pewnie szaleństwo. Wiem, że na kilku koncertach będzie niezła dzicz.
 CS: Jakie miasta są najlepsze jeśli chodzi o fanów?
 DG: Los Angeles zawsze jest świetne, jest coś specjalnego w tym mieście. Dla 
mnie także Nowy Jork jest ważny, moje rodzinne miasto. Nic nie równa się do 
grania w Madison Square Garden.
 CS: Widziałam was w Madison Square Garden.
 DG: Myślę, że tam zawsze jakoś mocniej się staram, bo to mój dom. Mam jakieś 
poczucie specjalnego obowiązku. Ale Los Angeles jest świetne. Trochę inaczej 
jest w Europie. Na przykład we Włoszech, wszyscy śpiewają i to nie tylko podczas 
piosenek, ale także pomiędzy nimi, jak na meczu. Mediolan jest świetny, Paryż 
jest fantastyczny. Trochę ciężko jest w Londynie, wszyscy mają tam nosy w górze 
i sÄ… zbyt pewni siebie.
 CS: Tak, byłam tam na koncertach i też mam takie wrażenie.
 DG: Czuję to tak, że gdy przyjeżdżam do Londynu wszystkie drzwi się przede mną 
zamykają. To już nie mój dom. Ale Polska jest szalona, Praga jest świetna, 
Budapeszt...
 CS: Czy myślisz, że te wyobcowane dzieciaki, które przychodzą na koncerty w 
tych miastach w specjalny sposób doceniają zespół? Czuję jakby o wiele więcej 
pasji byÅ‚o w tych wszystkich degeneratach i wyrzutkach…
 DG: Tak było zawsze. To zawsze były dzieciaki, które trochę odstawały w szkole, 
gdzie nie wszystko było zupełnie w porządku i które nie były takie jak inne 
dzieci.
 CS: Tak, wiem coÅ› o tym.
 DG: Pamiętam, że jak sam byłem dzieckiem, potrafiłem to wszystko całkiem dobrze 
ukrywać. Miałem wiele różnych grup przyjaciół. Byli tacy, z którymi można było 
pójść na koncert albo dyskotekę, byli też tacy, z którymi można się było 
powłóczyć po ulicach i ukraść samochód. Nigdy nie wiązałem się z nikim na tyle 
długo, by ten ktoś mógł mnie w pełni poznać i to chyba taki szablom mojego 
życia. Myślę że Martin i ja byliśmy właśnie tacy. Dorastaliśmy w podobnej 
sytuacji, obaj mieliśmy ojczymów, których uważaliśmy za naszych ojców. 
Dorastaliśmy w podobny sposób, nie ufając nikomu. Więc widzisz, jest wielu 
takich ludzi dookoła i myślę, że muzyka Depeche Mode w jakiś sposób dociera do 
takich ekscentryków, do ludzi, którzy szukają czegoś innego niż wszyscy.
 CS: Ale jak na grupę działającą na wyrzutków sprzedaliście strasznie dużo 
płyt.
 DG: Wielu jest dziwaków dookoła. [oboje się śmieją]
 
 
 CS: Chciałam zapytać o genezę twoich obrotów z mikrofonem. Kiedy to się 
zaczęło? Strasznie to kręci kobiety.
 DG: Cóż, zaczęło się zanim jeszcze Martin zszedł do mnie na scenę z gitarą, gdy 
scena należała właściwie tylko do mnie. No czasami bywali tam tylko Alan, Fletch 
i Martin, ale wszyscy przy swoim sprzęcie, mieszając w elektronice. A ja sam 
byłem na dole, na samym przedzie. Więc musiałem stworzyć swój własny świat. Nie 
było problemów gdy graliśmy w małych klubach. Ale potem nagle mieliśmy scenę na 
60 metrów i wyglądała ona strasznie pusto. No więc wpadłem w ten mój mały własny 
świat i zacząłem odgrywać każdą z piosenek nie tylko za pomocą głosu, ale także 
fizycznie. A statyw od mikrofonu zostaÅ‚ moim partnerem… Partnerem do taÅ„ca.
 CS: Przepięknie tańczysz ze statywem. Czy nie kręci ci się w głowie po tych 
obrotach, czy może jak baletnica wpatrujesz się wtedy tylko w jedno miejsce?
 DG: No tak, zaprzeczam grawitacji. Nie mam pojęcia jak udaje mi się czasami 
ustać, ale czasami wymyka się to spod kontroli. Zwykle potrzebuje kilku 
koncertów by znów się do tego przyzwyczaić. To niesamowite. Są różne rzeczy w 
czasie występów, które się na to wszystko składają. Jest tak, że gdybym pewnych 
rzeczy nie robił, nie miał bym poczucia dobrze wykonanej pracy.
 CS: Ale nie wkładasz w to całego siebie.
 DG: Teraz nie ma już powrotu. Kiedy zaczynałem, byłem niczym shoegazer. Byłem 
przerażony, zresztą wciąż jestem, ale po prostu lepiej wypełniam swoje zadania 
robiąc to wszystko. Wiele lat temu, gdy byłem nastolatkiem, najlepsze co mogłem 
zrobić to uwiesić się na mikrofonie i gapić się w podłogę. Ale przez lata tak 
rozwinąłem sposób włączania w to swojego ciała, że to naprawdę pomaga.
 CS: Czytałam trochę w Internecie, że wskazałeś kilka piosenek, które być może 
zagracie w czasie trasy. Ciekawa jestem czy jest szansa, że zagracie „Stripped”.
 DG: Tak, jest spora szansa że usłyszysz tę piosenkę. I kilka innych 
starszych także. W czasie prób graliÅ›my „Strangelove” i „Master And Servant”. To 
było w sumie naprawdę dziwne uczucie.
 CS: Gdy wracacie do wykonywania tych wczeÅ›niejszych piosenek, jak choćby „Enjoy 
The Silence” czy „Blasphemous Rumours”, które sÄ… naprawdÄ™ głębokimi piosenkami, 
czy podchodzisz do ich sensu inaczej niż wtedy, gdy byłeś młodszy?
 DG: Tak. Niektóre piosenki, jak „Enjoy The Silence”, wedÅ‚ug mnie zawsze siÄ™ 
wpasujÄ…. W tej piosence jest coÅ›, co powoduje, ze czas jej nie rusza i nigdy 
mnie ona nie nudzi ani nie czujÄ™ siÄ™ przy niej zmuszany do czegokolwiek. W tej 
piosence wielki udziaÅ‚ ma publiczność i to naprawdÄ™ pomaga. Także „Stripped” 
jest swego rodzaju hymnem i tłum się w nią mocno angażuje. To zawsze taka 
piosenka na podkreślenie czegoś.
 CS: Taki wyciskacz łez. [Gahan śmieje się] Wiem, że gdy gram długo jakąś 
rolę, odkrywam nowe rzeczy kiedy mówię te same sentencje każdego wieczora. Ale 
ty grałeś te piosenki już naprawdę wiele razy. Musi być ciężko mieć zamiłowanie 
do tego.
 DG: Czasami się tym przejmuję. Jeśli kiedykolwiek poczuję, że coś takiego się 
dzieje, po prostu powiem że już więcej tego nie będziemy robić. Nie chcę żeby 
zespół tego nienawidził albo wpadł w jakąś huśtawkę nastrojów, nostalgię czy coś 
takiego. W tym przecież powinno być coś wspaniałego. Tak jak rozumiem, że ludzie 
wciąż chodzą obejrzeć Stonesów. Widziałem ich w Nowym Jorku, w Beacon Theater, 
gdy Martin Scorsese kręcił o nich dokument i naprawdę byli tak nieźli, że 
rozłożyli mnie na łopatki. Ale jednocześnie pomyślałem sobie: Nie, nie chcę 
robić tego gdy będę taki stary. [śmieje się]
 CS: Czuję że stopniowo, od wcześniejszych nagrań aż do dzisiaj, wasze dźwięki 
stawały się może nie bardziej mroczne, ale na pewno bardziej męskie, mniej 
taneczne. Czy to była świadoma decyzja?
 DG: MyÅ›lÄ™ że to przyszÅ‚o naturalnie. WchodzÄ…c do studia by nagrać „Sounds Of The 
Universe” mieliÅ›my wiÄ™cej napisanych piosenek niż kiedykolwiek wczeÅ›niej, wiÄ™c 
postaraliśmy się nagrać wszystkie te kawałki i z nich dopiero stworzyć album. 
Wciąż myślę o tym jako o naprawdę pełnym albumie. Myślę też, że ma wyraźne dwie 
strony, pierwsza strona ma poczÄ…tek i koniec, dopiero wtedy zaczyna siÄ™ strona 
druga. Ale dla wielu piosenek, w znaczeniu instrumentalnym, wróciliśmy trochę do 
starych czasów, dosyć tanecznych zresztą. Wokalnie naprawdę lubię zagłębiać się 
w swoim mrocznym ja. LubiÄ™ uczucie zbawienia w piosence, kiedy muzyka i melodia 
wynoszą cię wysoko z mrocznych głębin. Nawet jeśli słowa piosenki są dosyć 
mroczne i pokręcone, lubię melodię która cię wznosi. Muzyka może to zrobić. 
Wciąż wierny jestem poglądowi, że nagranie jest w stanie zmienić sposób 
odczuwania rzeczy. To jedyna rzecz, która dzieje się właściwie natychmiast, bez 
żadnych konsekwencji. [śmieje się]
 CS: Mogę zapytać o twoje koncertowe ubrania? Moda to jedno z moich 
największych hobby.
 DG: Jasne, zauważyłem że zawsze nosisz naprawdę świetne ciuchy.
 CS: Wydaje mi się, że wcześniej nosiłeś ubrania od Gautiera, prawda?
 DG: Tak jest, masz racjÄ™.
 CS: A Martin był bardziej w klimatach sado-maso. Czy kiedykolwiek miałeś 
projektanta, który przygotowywał dla ciebie ubrania na scenę, czy to raczej 
wszystko twoje pomysły?
 DG: O nie, wszyscy raczej mamy swoje własne rzeczy. Wciąż się tego trzymamy. 
I nawet jeśli usiądę z kimś by pomyśleć co powinienem założyć, jak powinna 
wyglądać moja marynarka czy coś, siadamy razem, rysujemy coś i to ja wybieram 
tkaniny. Naprawdę to lubię. W sumie chodziłem do szkoły artystycznej i dopiero 
na trzecim roku ją rzuciłem. Ale jednym z przedmiotów, które ciągnąłem naprawdę 
długo była moda. No ale może było tak dlatego, że wśród uczestników zajęć oprócz 
mnie byÅ‚ jeszcze tylko jeden facet – Iver, reszta to byÅ‚y dziewczyny, wiÄ™c 
zwracaliśmy na siebie uwagę.
 CS: [śmieje się] Kogo zatrudniasz by uszył twoje garnitury?
 DG: W czasie ostatniej trasy nad projektami pracował ze mną Johan Lindeberg. 
W czasie tego tournee pracowałem z nowojorską dziewczyną, April Johnson. Jest 
stylistką więc razem narysowaliśmy parę rzeczy. Także Martin ma całkiem niezłe 
ciuchy. Ale dał spokój ze skrzydłami. Pomyślał w końcu, że czas z nimi skończyć.
 CS: Obaj zawsze wyglądaliście świetnie, nie jak reszta w śmiesznych golfach, 
długich spodniach i skórzanych kurtkach...
 DG: No tak. Na początku było fajnie, po prostu brało się rzeczy ze sklepów z 
używaną odzieżą i składało do kupy. Nigdy tak naprawdę nie mieliśmy pieniędzy. 
Jak tylko udało nam się coś zarobić, pierwszą rzeczą jaką robiliśmy było 
kupowanie drogich ciuchów, skórzana kurtka od Jean-Paula Gautiera, albo cos 
takiego. [śmieje się]
 CS: Czy nosisz te same rzeczy na każdym koncercie, czy może mieszasz różne 
zestawy?
 DG: Mieszam, noszę różne rzeczy, ale kiedy coś mi się bardzo spodoba, mam 
wtedy cztery jednakowe komplety ubrań bo naprawdę lubię w pełni się w coś 
zaangażować. I kiedy już w to wchodzÄ™, ciężko siÄ™ z tego wyrwać – wiÄ™c zostajÄ™ 
taki sam. Piosenki Depeche Mode są dla mnie bardzo opisowe. Według mnie 
opowiadają całe historie o kimś, kto stara się zbawić samego siebie lub znaleźć 
coÅ›, w co mógÅ‚by wierzyć – swego rodzaju wiara i nadzieja. Zwykle opisujemy to w 
raczej destrukcyjny sposób, ale czasami wychodzi też ta inna strona całości.
 
 
 CS: Ile masz dzieci?
 DG: Mam syna, który ma 21 lat, więc już nie takiego młodego. To już prawdziwy 
facet. Mam też 16-letniego pasierba, ma na imię Jimmy. No i córka, 9 lat, Stella 
Rose.
 CS: Ciekawa jestem – jeden z synów Nicka Cave’a pracuje teraz jako model, 
gdzieś w okolicy i wszystkie te dzieciaki słynnych ludzi mieszkają tu w Nowym 
Jorku, wchodzÄ… powoli w biznes albo majÄ…c problemy emocjonalne robiÄ… dziwne 
rzeczy. Czy starasz się pokierować swoimi dziećmi tak by im tego oszczędzić?
 DG: No tak, mój starszy syn mieszka w Londynie i trochę siedzi w branży 
muzycznej, robi jakieś swoje projekty i z tego co wiem chce zajmować się muzyką. 
Pracuje dla promotora. A mój syn w Nowym Jorku, Jimmy, interesuje się raczej 
koszykówką. Wszystko przez Knicksów.
 CS: Nigdy nie widziałam cię na meczu Knicksów, a chodzę na każdy.
 DG: Chodzę tylko czasami. Ale Jim jest zawsze. Gra w koszykówkę jest trochę jak 
bycie w zespole rock’n’rollowym. Wymaga dyscypliny by siÄ™ w to zaangażować i 
robić coś każdego wieczora.
 CS: Gra w zespole to jak bycie sportowcem.
 DG: Tak. Mocno się staram na każdym koncercie i jestem z siebie dumny z tego 
powodu. Często chodzę na różne koncerty i czasami czuje się zawiedziony. Jest 
kilku wykonawców, którzy wedÅ‚ug mnie sÄ… naprawdÄ™ Å›wietni – choćby Nick Cave czy 
Iggy Pop. Oni po prostu całym sobą angażują się w koncert. A potem idziesz na 
coś innego i widzisz ludzi, którzy nie przykładają się wcale.
 CS: Ja często jestem mocno zafascynowana różnymi gwiazdami. Spotkałam w 
Londynie Siouxsie Sioux i ona jest dla mnie swego rodzaju bohaterkÄ…, jakby 
ikonÄ….
 DG: Ja czujÄ™ siÄ™ trochÄ™ zastraszony przez ludzi takich jak ona. Jest naprawdÄ™ 
onieśmielająca. Jakby zaraz miała dać ci klapsa.
 CS: No ale pogadajmy o zrobieniu naprawdÄ™ dobrego show.
 DG: Jest naprawdę wspaniała. Zwykle czuję się przerażony, gdy spotykam ludzi dla 
których mam szacunek i których lubię. Spotkałem kiedyś Davida Bowie i byłem 
przerażony bo myślałem sobie co się stanie gdy go nie polubię? Ale był naprawdę 
miły. Było całkiem fajnie. Jestem wielkim fanem Bowiego. Wciąż wracam do jego 
kawałków. Wiem, że w specyficznym nastroju mogę posłuchać Ziggy Stardust (1972) 
albo Aladdin Sane (1973) i mój nastrój się zmieni całkowicie. Ta muzyka zabiera 
mnie w miejsca, w których chciałem być gdy miałem kilkanaście lat. Tak jakbym 
chciał być tam gdzie był Bowie.
 CS: Dlatego też myślę, że ciągłe wykonywanie tych piosenek na żywo, jeśli 
zagrałeś je już naprawdę wiele razy, jest bardzo ważne dla fanów. Przenosi ich 
znów w czasy dzieciństwa.
 DG: To prawda. Dlatego też staram się wtedy mocno skupić. Tak jakbym czuł, że 
dziś nie mogę czegoś zrobić, albo myślał o rzeczach takich jak obsługa w hotelu 
czy tego typu sprawy [Sevigny śmieje się] by na moment zasnąć, a za chwilę 
wrócić do rzeczywistoÅ›ci – naprawdÄ™ ciężko jest ignorować fanów Depeche Mode. 
Oni naprawdę wiele od ciebie wymagają. Takie właśnie są nasze koncerty. To 
wysiłek dla obu stron. I jak zawsze mówię z ich strony nawet większy niż dla 
nas. Tak było zawsze i pewnie pozostanie na długo, gdy już odejdziemy.
 CS: Macie szalonych i fanatycznych fanów.
 DG: Tak, czasami to trochę przerażające. Nazywamy ich Czarnym Rojem.
 CS: Podoba mi się! Morrissey nazywa swoich najwierniejszych fanów 
Nieregularnymi Regularnościami.
 DG: [śmieje się] My mamy Czarny Rój i szczególnie w Europie zobaczysz ich na 
każdym koncercie. Nie mam pojęcia czym się zajmują. Pewnie gdzieś pracują, a gdy 
ogłaszamy trasę koncertową kupują bilety na każdy koncert.
 CS: StojÄ… pod hotelem i tak dalej?
 DG: Niektórzy z nich. Są całkiem fajni, więc trochę się o nich troszczymy. 
Niektórzy z nich są jednak trochę stuknięci ale przez lata nauczyli się, że 
wyczucie czasu jest bardzo ważne. Chodzi mi o to, że kiedy jestem gdzieś z 
rodziną, nie chcę mieć z nimi do czynienia. Czuję się bardzo opiekuńczy w 
stosunku do moich dzieci. Chłopcy mogą się sami o siebie zatroszczyć, ale nie 
chcę tego wszystkiego dookoła mojej żony i córki. Kiedy przekraczają tą granicę 
mogę stać się mocno zdenerwowany.
 CS: Gdy mówisz, że trochę się o nich troszczycie, czy pomagacie im z 
biletami?
 DG: Jasne, szczególnie tym, którzy sporo podróżują. Wiesz, nie mają biletów 
i starasz się jakoś im pomóc. Czasami wsadzamy ich do pociągu czy samolotu by 
pomóc im dostać się na następny koncert.
 CS: Czarny Rój, uwielbiam to.
 
 Chloë Sevigny jest francusko-polskiego pochodzenia aktorką nominowaną do Oscara 
i Złotego Globu, udziela się także jako projektantka mody.
 
 Zdjęcia: Willy Vanderperre
 
 |  |  
	    |       |  |