| 
	
	    
	    |  | 
    
	| ARCHIWUM - WYWIADY |  
	| Czwarty wymiar - wywiad z Andy Fletcherem Paweł Piotrowicz - Onet (16.03.2009)
 |  |  |  
	| W przypadku tego zespoÅ‚u wyrok jest oczywisty – cokolwiek nagrajÄ… i tak sÄ… 
skazani na sukces. Na szczęście muzyka nadal bawi ich tak jak dwadzieścia lat 
temu. A może nawet jeszcze bardziej... "Sounds of the Universe" to już 12. album w karierze Depeche Mode. Następczyni 
krążka "Playing The Angel" (2005) ukaże się 20 kwietnia i przyniesie trzynaście 
utworów, z których dziesięć skomponowaÅ‚ lider zespoÅ‚u Martin Gore, a trzy – 
wokalista Dave Gahan. Album pojawi siÄ™ w sprzedaży w czterech wersjach – 
podstawowej, winylowej, rozszerzonej o DVD oraz w przepastnym zestawie, 
zawierającym między innymi trzy płyty CD z piosenkami bonusowymi, remixami i 
wersjami demo, DVD z filmami dokumentalnymi i całą płytę w wersji DTS 5.1 
surround sound. To nie koniec atrakcji – 23 maja jednym z przystanków 
startującej wkrótce trasy "Tour of the Universe" będzie warszawski stadion 
Gwardii.
 
 Jak prezentuje się nowa płyta Depeche Mode? Po jednym przesłuchaniu w siedzibie 
EMI Music Polska możemy powiedzieć, że na pewno różnorodnie, nowocześnie, ale z 
silnym odniesieniem do lat 80. Całość brzmi łagodniej niż "Playing The Angel". 
Wielkie wrażenie robią produkcja i przestrzenne aranżacje, które sprawiają, że 
słuchacz faktycznie odnosi momentami wrażenie obcowania z dźwiękami stworzonymi 
gdzieś we wszechświecie. Ale spokojnie, to nadal przede wszystkim wysokiej klasy 
muzyka pop, doprawiona tym razem wyjÄ…tkowo oryginalnÄ… elektronikÄ… i bardzo 
charakterystycznymi beatami. Brawa należą się też Gahanowi, który przechodzi 
wokalnie sam siebie, wkładając w każdy utwór tyle pasji i serca, jak chyba 
jeszcze nigdy dotÄ…d.
 
 O powstawaniu "Sounds of the Universe", przygotowaniach do trasy i atmosferze w 
grupie rozmawialiśmy z klawiszowcem Andy Fletcherem.
 
 TytuÅ‚ "Sounds of the Universe" zobowiÄ…zuje – czy podczas pracy nad tÄ… pÅ‚ytÄ… 
zastanowiłeś się choć raz, jakiej muzyki mogłyby słuchać istoty zamieszkujące 
inne planety?
 ANDY FLETCHER: [śmiech]. Nie, ale to bardzo dobre pytanie! Najpierw musiałbym 
wyobrazić sobie samych kosmitów, a dopiero potem przypasować do nich muzykę. 
Jestem pewien, że oni gdzieś w kosmosie są, ale nie mając na ten temat żadnej 
wiedzy, nie potrafię odnieść ich do żadnych konkretnych dźwięków. Nawet nie 
wiem, czy w ogóle czegoś słuchają. Ma nadzieję, że po zapoznaniu się z "Sounds 
of the Universe" nie chcieliby nas wszystkich zdezintegrować [śmiech].
 
 Dlaczego więc wybraliście taki tytuł?
 Świetnie brzmi. A idąc kosmologicznym tokiem myślenia, oddaje wielowymiarową 
naturÄ™ piosenek – wszechÅ›wiat prawdopodobnie też nie jest tylko trójwymiarowy.
 
 Co było największym wyzwaniem podczas pracy?
 Stworzenie płyty, która idzie z duchem czasu i jest nowoczesna, mimo że w 
znacznym stopniu oparta na brzmieniu starych instrumentów. Ale tak naprawdę, gdy 
nagrywasz dwunastą płytę Depeche Mode, nie masz przed sobą aż tylu wyzwań i tym 
bardziej kłopotów. Wszystko poszło gładko, niemal bezproblemowo. Zwłaszcza że 
tym razem mogliśmy wybierać spośród dwudziestu czterech piosenek. Martin napisał 
dwadzieścia, a Dave cztery. Bardzo przy pracy pomógł nam też producent Ben 
Hillier. To była prawdopodobnie najłatwiejsza płyta, jaką zrobiliśmy. Może poza 
"Wrong", przy którym się sporo napociliśmy.
 
 Ale też chyba najbardziej dopieszczona brzmieniowo – umieÅ›ciliÅ›cie na niej 
wyjątkowo dużo smaczków i drugoplanowych elementów. Takie było od początku wasze 
zamierzenie czy może zaczęliście eksperymentować w studiu?
 Zawsze staramy się kończyć pisanie piosenek przed wejściem do studia, by mieć 
więcej czasu na obranie właściwego kierunku i stworzenie odpowiedniego brzmienia 
i atmosfery. Wiedzieliśmy, czego chcemy, choć efekty niekiedy przerastały nasze 
oczekiwania. Mieliśmy w karierze trudne płyty, które również wypadały dobrze, 
ale w tym przypadku naprawdę poszło nam to zadziwiająco gładko. To było bardzo 
pozytywne doświadczenie, którego wynikiem jest płyta od początku do końca 
znakomita. Przynajmniej moim zdaniem.
 
 O nowej pasji Martina Gore’a do starych analogowych syntezatorów krążą 
legendy. Skąd się to u niego wzięło?
 To całkiem proste - gdy trzy i pół roku temu rzucił picie, musiał znaleźć 
jakieś inne uzależnienie [śmiech]. Trafiło akurat na analogowe syntezatory, 
automaty perkusyjne i gitarowe efekty. W pewnym momencie tak się rozszalał, że 
paczki z Ebay zaczęły się pojawiać w studiu niemal codziennie. Nie powiem, 
sprawdzanie, co jest w środku i przede wszystkim odpalanie sprzętu było zajęciem 
niezwykle inspirującym. Gdyby nie ta pasja, album na pewno brzmiałby inaczej.
 
 Trochę inaczej brzmi głos Dave'a, który sprawia wrażenie bardziej niż w 
przeszłości zaangażowanego w to, o czym śpiewa. Sam do tego dojrzał? A może 
miałeś na niego z Martinem jakiś wpływ?
 Największy wpływ na niego miał Ben, który dawał mu bardzo wiele wskazówek na 
temat tego, w jaki sposób podejść do poszczególnych utworów i jak je zaśpiewać. 
Ale masz rację, Dave brzmi teraz fenomenalnie. Bardzo ciężko na to pracował. Nie 
mam tu na myśli tylko konkretnych partii wokalnych, ale także ćwiczenia. Mocno 
się pod tym względem poprawił. To wspaniale, że może iść do przodu także na 
dwunastej płycie.
 
 Wspomniałeś o dwudziestu czterech nagranych utworach. Ciężko było pozbyć się 
prawie połowy?
 Nagraliśmy jedynie dziewiętnaście z nich. Było trochę ciężko, bo każdy z 
tych kawałków, który odpadł, z powodzeniem mógłby trafić na podstawową wersję 
albumu. Umieścimy je na edycji specjalnej, więc nic się nie zmarnuje. Nie 
mieliśmy za to żadnych problemów z singlem. Od samego początku to "Wrong" było 
naszym typem.
 
 Wybraliście już jego następcę?
 Mamy z tym drobny kłopot. Jest tyle możliwości, że ciągle się zastanawiamy. 
Przypuszczam, że będzie to albo "Fragile Tension", albo "Hole To Feed", albo "In 
Sympathy". Czas pokaże.
 
 Przypuszczam, że jeszcze większym wyzwaniem dla zespołu z takim dorobkiem 
jest ułożenie koncertowej setlisty...
 Uwierz mi, że może od tego naprawdę rozboleć głowa... Tym bardziej że "Sounds 
of the Universe" jest pierwszą płytą Depeche Mode, z której tak naprawdę każdy 
utwór nadaje się do prezentacji na żywo. Na poprzednich albumach znajdowały się 
także piosenki, które w takim wydaniu mocno by straciły. W każdym razie 
wybierzemy około sześciu nowych utworów. Więcej na pewno nie, fani by nam tego 
pewnie nie darowali. W przyszły poniedziałek [16 marca; rozmowa odbyła się w 
czwartek, 12 marca – przyp. Onet.pl] rozpoczynamy w Stanach próby, wiÄ™c wszystko 
się wyjaśni.
 
 Wspomniałeś o fanach... Czy wyjątkowy status Depeche Mode kiedykolwiek was 
ograniczał? Na zasadzie, że nie możecie czegoś zrobić, bo oni tego nie 
zaakceptujÄ….
 Nigdy. Gdyby tak się stało, nie byłoby sensu pchać tego wózka. To właśnie 
nasi fani dają nam wolność nagrywania dokładnie takiej muzyki, jaką chcemy. 
Darzą nas bezgranicznym zaufaniem. A my rewanżujemy się im, zupełnie nie patrząc 
na to, jakie sÄ… ich oczekiwania.
 
 A przejmujecie siÄ™ krytykÄ…?
 Jesteśmy zahartowani. Przez te wszystkie lata, zwłaszcza dwie dekady temu, 
tyle razy wieszano na nas psy, że naprawdę na to nie patrzymy. Kiedyś 
krytykowano nas dla zasady, jako zespół kojarzony ze sceną elektroniczną. W 
latach 90. ci sami krytycy, najczęściej rockowi, zaczęli nas chwalić. Czym tu 
się więc przejmować? Mamy swoją pozycję, mamy najbardziej oddanych i 
zaangażowanych fanów na świecie, mamy też i przeciwników. Jedni nas kochają, 
inni nienawidzą. Najgorzej by było, gdyby ludzie po prostu nie zwracali na nas 
uwagi. Przynajmniej jesteśmy jacyś.
 
 Często się ciebie przedstawia jako osobę, która trzyma Dave'a i Martina w 
ryzach, nie pozwalając im na żadne kłótnie. Tak jest naprawdę?
 Ależ oni w ogóle się nie kłócą. Kiedyś zdarzały się złe momenty, ale to już 
przeszłość. Jesteśmy jak jedna rodzina, a nasze relacje są bardzo braterskie. 
Atmosfera jest świetna. [W tym momencie w słuchawce odzywa się sympatyczny głos 
pana z angielskiego oddziału EMI, który mówi: "Ostatnie pytanie"]
 
 Jesteś jedynym członkiem Depeche Mode, który nigdy nie napisał żadnej 
piosenki. Nie jest to dla ciebie frustrujÄ…ce?
 W żaden sposób. W każdym zespole są osoby trzymające się bardziej z boku, 
zachowujÄ…ce mniej spektakularnie, ale majÄ…ce swojÄ… rolÄ™ do odegrania. Wszystko 
musi być podporządkowane dobru takiej grupy. Zwróć też uwagę, że nie jestem 
żadnym wyjątkiem, gdyż 90-95 procent muzyków w ogóle nie para się komponowaniem. 
Dla mnie to też byÅ‚oby bardzo trudne. WolÄ™ pisać inne rzeczy – na przykÅ‚ad 
listy, wiadomości dla fanów czy oświadczenia. Lubię swoją pozycję i na szczęście 
pracuję z wyjątkowo utalentowanymi ludźmi, którzy są wybitnymi autorami i 
kompozytorami.
 
 Dziękuję za rozmowę.
 |  |  
	    |       |  |