|  |               |  | 
    
	|   | 
    
	| 
	
	    
	    |  | 
    
	| ARCHIWUM - WYWIADY |  
	| Andrew Fletcher: Człowiek w cieniu Depeche Mode Marcin Babko - Gazeta (15.03.2006)
 |  |  |  
	| Depeche Mode zagrali we wtorek w katowickim Spodku koncert dla prawie 10 tys. 
fanów. 9 czerwca zagrają w Warszawie. - Postanowiliśmy dać tyle koncertów, by 
nikt nie miał pretensji, że do jego kraju nie przyjechaliśmy - mówi Andrew 
Fletcher, klawiszowiec i współzałożyciel grupy 
 Marcin Babko: Grasz koncerty z Depeche Mode od 26 lat, ale mało udzielasz się 
na scenie. Nie szalejesz jak Dave Gahan, nie zmieniasz instrumentów i strojów 
jak Martin Gore. Stoisz za swoim syntezatorem i czasem grasz kilka dźwięków. Czy 
to CiÄ™ nie nudzi?
 
 Andrew Fletcher: RobiÄ™, co mogÄ™. Mam swojÄ… rolÄ™ w zespole. Nie szalejÄ™, nie 
przebieram się w sukienki. Jestem normalnym facetem, który stoi w tle. Nasza 
grupa to trzy różne osobowości. Byłoby dziwne, gdybyśmy wszyscy wariowali. I to 
na pewno nie jest nudne.
 
 Jak to jest grać w najbardziej kultowej kapeli na świecie?
 
 - Nie wiem, czy naprawdę nią jesteśmy. Gramy w zespole, który jest popularny. 
Jesteśmy po prostu szczęśliwi, że po tak długim czasie ludzie wciąż nas lubią i 
chcą nas słuchać.
 
 Zespół tworzą trzy osoby, każdy z Was mieszka w innej części świata. Ty w 
Londynie, Gahan w Nowym Jorku, a Gore w Santa Barbara. W jaki sposób pracujecie 
nad nową muzyką? Czy żyjąc tak daleko od siebie, wciąż jesteście zespołem?
 
 - Dorastaliśmy razem. Jesteśmy razem od 26 lat. W ciągu ostatnich dziesięciu lat 
Martin i Dave ożenili się z Amerykankami i przeprowadzili się do Stanów. Ale 
przez niemal cały poprzedni rok, gdy nagrywaliśmy album "Playing The Angel" 
byliśmy ze sobą na co dzień. To nic dziwnego, że np. przez rok, gdy nie 
pracujemy, nie widujemy się. Potem to odrabiamy. Każdy z nas robi własne rzeczy, 
ale ostatnie dwa lata wszyscy poświęciliśmy Depeche Mode.
 
 W karierze Depeche Mode było wiele ciężkich chwil.
 
 - Nie tak wiele.
 
 Ale kilka się zdarzyło. Jak teraz widzisz ostatnie lata, gdy przyszłość 
zespołu była nieznana, bo Dave Gahan oświadczył, że nie będzie nagrywał już płyt 
bez piosenek jego autorstwa.
 
 - To raczej nie był trudny czas. Wcześniej Dave nie chciał pisać piosenek. Jeśli 
teraz chce i jeśli są one dobre, to dlaczego ich nie nagrywać? Dawniej piosenki 
pisał też Alan Wilder (odszedł z Depeche Mode w 1995 r.), więc tak naprawdę to 
dla nas nic nowego.
 
 To jaki czas w takim razie był dla Was najtrudniejszy?
 
 - Okres nagrywania i promocji płyty "Songs Of Faith And Devotion". Dziwny, 
szalony czas. Żyliśmy jak na wielkim przyjęciu. Ale szybko okazało się, że każdy 
z nas ma duże problemy. W czasie trasy koncertowej wpadliśmy w prawdziwy dół. 
Szczególnie Dave, który był bardzo chory - prawie się zabił [w pierwszej połowie 
lat 90. wokalista pogrążył się w heroinowym nałogu]. Ale nasz zespół to też 
wiele, bardzo wiele pięknych chwil. W tym momencie w zespole panuje świetna 
atmosfera.
 
 Czy to dlatego zaraz po trasie koncertowej w największych halach Europy i 
Ameryki ruszacie w trasÄ™ stadionowÄ…?
 
 - Znów dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. W ostatnich latach krytykowano 
nas, że nie gramy wystarczająco dużo koncertów. A przecież na poprzedniej trasie 
daliśmy ich ponad 80. Jesteśmy popularni na całym świecie. Więc teraz 
postanowiliśmy zagrać tyle, żeby nikt nie miał pretensji, że akurat do jego 
kraju nie przyjechaliśmy.
 
 To dlatego gracie utwory z niemal wszystkich płyt?
 
 - Po prostu próbujemy wszystkich zadowolić. Gramy już bardzo długo. Są fani, 
którzy wciąż słuchają tylko naszych wczesnych płyt. Chodzą na nasze koncerty i 
chcą słuchać swoich ulubionych piosenek. To dla nich zdecydowaliśmy się trochę 
pomieszać. Teraz gramy dużo starych numerów, ale na trasie stadionowej będzie 
ich jeszcze więcej. Teraz wciąż promujemy naszą ostatnią płytę.
 
 Andrew Fletcher
 
 Miał 16 lat, gdy razem z Vince'em Clarkiem zaczął grać w grupie No Romance In 
China. Dopiero potem doszli do nich Martin Gore i Dave Gahan, a zespół zmienił 
nazwę na Depeche Mode. Teraz ma 45 lat i jest najspokojniejszym członkiem grupy. 
To on przez lata zajmował się interesami zespołu, to on wciąż odpowiada za 
kontakty z prasą. W 2002 r. założył wytwórnię płytową Tost Hawai (nazwa 
nawiązuje do jego pierwszej, amatorskiej płyty solowej, którą nagrał w połowie 
lat 80., a zarazem do ulubionej przekąski muzyka z tamtych czasów) i wydał płytę 
duetu Client. By zainteresować muzyką Client szerszą publiczność, zaczął 
koncertować razem z nimi jako didżej - wystąpili razem w Warszawie w lutym 2004 
r.
 |  |  
	    |       |  | 
    
	
    
    
	|  |